W pociągu na kazachskiej granicy...
Naczelnik: Nagryvaj... Katoryj djeń sjevodnia?
Anna: Dwatcat wosiem
Naczelnik: Katoryj djeń wiza nacinajet?
Anna: Tritcat...
Naczelnik: Wam nielzja jehat w Kazakhstan.
rao: Ale ja już wjechałem, mam pieczątkę. Jesteśmy razem.
Naczelnik: Wy jeditie, oni wychadi iz pojezdu.
Anna: No my nie magu w Rasiju. U nas wyhodne pieciatki.
Naczelnik: Eta ruskij probliem.
...
Podczas gdy wiara czeka w granicznym miasteczku Ozinki na wjazd do Kazachstanu, ja zaznajamiam się z Uralskiem, zwanym też Oralem z Kazachska. Przyjąłem za główną misję zdobycie dla nas biletów na dalszą podróż przez ten wielki kraj, co uchodzi za co najmniej trudne, ponieważ pociągi są tu zawsze pełne, a miejsca wyprzedane na całe dni przed. Orężem mym determinacja, doświadczenie z południa Azji i... rozmówki polsko – rosyjskie :P Podejmując walkę na dworcu nie przypuszczam jednak, że będzie tak długa i
>>> wyczerpująca, a jej koniec tyleż sromotny co absurdalny... Finalnie bowiem, po ciężkich bojach przy każdym z okienek, kiedy już przyznano, że jednak są jakieś miejsca na interesujące mnie połączenia, poinformowano z wyrzutem, że ze swoim paszportem mogę zakupić tylko jeden bilet! Na nic wyjaśnienia, że druzja w Rasiji, że my turysty i nam w Kitajce wery suun – nie sprzedadzą i już. Gdybym tylko wiedział, jak kląć po rusku...
Siedząc w marszrutce kluczącej między szarymi blokami Uralska, gapię się bezmyślnie w przestrzeń dookoła. Skojarzenia oscylują między wyobrażeniami o zapadłej rosyjskiej prowincji i... Indiami. Bo te same co w Indiach wysokie, malowane w pszczele kolory krawężniki, ten sam smród z przyulicznych rowów, ten sam zgiełk i klaksony – choć to na szczęście w mniejszej skali. W budownictwie mieszkalnym zaś wielki kontrast – ło pomiędzy klockami bloków z betonowej cegły zachowały się drewniane, żywo pokolorowane chaty kryte azbestem i przyozdobione symbolami ludowymi i artefaktami radzieckiego sajuza. Tu i ówdzie wyrasta nowoczesny biurowiec o kiczowatej fasadzie – to najpewniej siedziba jakiejś nowej firmy gazowo – paliwowej. Po historycznym Uralsku założonym ponoć przez Kozaków w XVII w. nie ma śladu...
Sami Kazachowie wydają mi się dosyć zdystansowani, a na pewno nie wylewni. Pomimo, że turysta jest tutaj wielką rzadkością, nie pałają entuzjazmem na widok człeka z plecakiem. Poza przypadkiem w kafejce internetowej i hotelowym barze doświadczam raczej chłodu niż przyjacielskiej życzliwości. Kraj nie jest też przyjazny dla kieszeni... za podstawowe rzeczy Kazachowie życzą sobie całkiem spore sumy, co zważywszy na poziom życia większości z nich, wydaje się conajmniej dziwne. Tanie jest tu chyba tylko paliwo, którego Kazachstanowi nie brakuje...
To wszystko skłania mnie ku refleksji, że takie kraje jak Kazachstan znacznie fajniej byłoby zwiedzać w sposób bardziej niezależny, idealnie na motocyklu i z namiotem... :] Może wtedy też udałoby się uniknąć granicznego zonka pociągowego...