sobota, 25 lipca 2009 - Ukraina - Na Wschód!
Lviv
7:15 Warszawa – Przemyśl. Tak zaczyna się nowa wielka przygoda. Na Dworcu Centralnym spotykam Anię, po chwili znajdujemy Mikiego i Gutka. Szturmujemy pociąg i zdobywamy w końcu ciasne miejsca w przedziale z miłym panem i cichą parką starszych ludzi. Plecak Gutka pod względem rozmiaru i ciężaru mógłby stawać w szranki z ładunkami zabieranymi przez Sherpów w dalekie krańce Himalajów. Niejako dla kontrastu mój bagaż jest rekordowo minimalistyczny; zrezygnowałem nawet z Gore na rzecz parasolki :]

Ok. 14tej wyskakujemy w Przemyślu, a po niewczasie, lądujemy na przejściu granicznym w Medyce. Medyka znana jest w szerokim świecie nie tylko przejście graniczne... to również przejście natury życiowej, chciałoby się rzec – traumatycznej. Tu bowiem, przed skromnym baraku dla piechurów ozdobionym napisem „Wchod w Ukrainu”, kłębi się stado tubylczych przedstawicieli ciechu handlarzy. Ich wyjątkowe zwyczaje i maniery pozostają tematem na książkę i mogłyby służyć >>>
niedziela, 26 lipca 2009 - Ukraina - Wcale nie Kijovo :)
Kijev
Morderczo wczesnym rankiem pociąg wtacza się do Kijowa. Punktualnie o czasie, po długiej bujance aklimatyzacyjnej, stanęliśmy na peronie w stolicy Ukrainy. Z czystego wagonu na czysty peron, czystymi schodami do czystego dworca... Jakiego dworca! Jego nowa część bardziej niż stację przywodzi na myśl terminal lotniczy, a część starsza..! Starsza zdaje się zakrzykiwać podróżnych przepychem zdobień, olśniewać wielkimi kandelabrami, budzić respekt przed potęgą wschodnich koleji. Wszystko jest wspanieale zadbane, czyste, nie uświadczysz ni jednego lumpa, dziada – chlora, żebraka. Nad utrzymaniem takiego stanu rzeczy czuwa cała instytucja, włączając sztaby ochrony, sprzątaczy, i różnorakich funkcyjnych w kolorowych kombinezonach. Tylko pozazdrościć...

Zrzucamy garby w enigmatycznej przechowalni i wyruszamy na podbój miasta. Zanurzamy się głęboko w jego trzewia, korzystając z kolejnego majstesztyku – kijowskiego metra. Nie będę znów powtarzał jak jest zadbane i czyste, >>>
poniedziałek, 27 lipca 2009 - Russia - Jeśli dziś jest niedziela to jestesmy w Rosji
Anna & Provadnik
Wschodniej odysei dzień trzeci. Nieludzko nad ranem i z prawdziwego zaskoczenia budzi mnie głos ukraińskiej celniczki. Bumaszka, pieczątka i już jestesmy na ziemi niczyjej. Rosjanie wschodzą kilka godzin później i nicują nasze paszporty na lewą stronę. Już wiem, że w moim paszporcie nie brakuje żadnej kartki, bo celniczka wszystko dokładnie przeliczyła minimum trzy razy, przyglądając się uważnie wszystkim wizom i pieczątkom. I tak znowu jestem w Rosji; to jedna z tych dziwnych krain, do których wraca się z uporem maniaka, mentalnie i fizycznie, od której ciężko się oderwać.

Rosja wita nas potworną duchotą w wagonie i upałem na zewnątrz. Wagon plackartny, w którym siedzimy ma zabolkowane okna, działanie wentylacji jest wątpliwe a pan prowadnik (nazwany przez nas dość szybko panem kasownikiem) ugina się pod cięzarem własnego brzucha. A wagon plackartny wtgląda tak: 53 prycze w boksach po sześć łóżek; cztery z jednej i dwa na przeciwko. Pomiędzy łóżkami wąski korytarz. >>>
środa, 29 lipca 2009 - Kazakhstan - Split zonk
W pociągu na kazachskiej granicy...
Naczelnik: Nagryvaj... Katoryj djeń sjevodnia?
Anna: Dwatcat wosiem
Naczelnik: Katoryj djeń wiza nacinajet?
Anna: Tritcat...
Naczelnik: Wam nielzja jehat w Kazakhstan.
rao: Ale ja już wjechałem, mam pieczątkę. Jesteśmy razem.
Naczelnik: Wy jeditie, oni wychadi iz pojezdu.
Anna: No my nie magu w Rasiju. U nas wyhodne pieciatki.
Naczelnik: Eta ruskij probliem.

...

Podczas gdy wiara czeka w granicznym miasteczku Ozinki na wjazd do Kazachstanu, ja zaznajamiam się z Uralskiem, zwanym też Oralem z Kazachska. Przyjąłem za główną misję zdobycie dla nas biletów na dalszą podróż przez ten wielki kraj, co uchodzi za co najmniej trudne, ponieważ pociągi są tu zawsze pełne, a miejsca wyprzedane na całe dni przed. Orężem mym determinacja, doświadczenie z południa Azji i... rozmówki polsko – rosyjskie :P Podejmując walkę na dworcu nie przypuszczam jednak, że będzie tak długa i >>>
środa, 29 lipca 2009 - Russia - Czarny wtorek
Złowieni jak ryby z Bajkału
Nad ranem znowu z zaskoczenia do naszego pociągu weszli Rosjanie. Pieczątka wyjazdowa i jesteśmy w Kazachstanie. Ale nie jesteśmy tak do końca bo przed nami jeszcze jedna kontrola graniczna. Dzień wcześniej odkryliśmy, że tylko wiza Adama nadaje się, aby na niej wjechać 28 lipca. Nasze wizy, czyli Gutka, Mikołaja i moja opiewają na datę 30 lipca. Zupełnie nie wiem jak to się stało i nie mogę sobie przypomnieć, co nabazgroliłam w kazachkim wniosku wizowym, jeszcze w Warszawie. Kazachowie wpuszczają tylko Adama, wbijając mu w paszport pieczątkę. No a my mamy problem. I to duży. Kazachowie są nieprzejednani. Kary wlepić nie chcą, wpuścić też nie. Tylko ja mówię po rosyjsku więc tłumaczę jak potrafię: a to, że niby gadałam z konsulem w Warszawie i że mi powiedział, że wiza jest w porządku (dobra ściema nie jest zła), a to, że my się nie chcemy rozdzielać. Robię oczy jak cockel spaniel w żałobie, błagalnie składam ręce; pan pogranicznik, wy oczeń dobryj czolowiek. Nic z tego. Nie >>>
- -
Loading...